Pokój nastolatki - miętowe dodatki

Pokój nastolatki - miętowe dodatki


Pod ostatnim postem rozgorzała dość ciekawa dyskusja odnośnie ściany w salonie i dobrze, bo o to właśnie chodziło, żeby podyskutować i zastanowić się co z tym fantem zrobić ;) Ja zostaję z myślami w tym temacie, a dzisiaj zapraszam Was do innego pomieszczenia.

Pokój nastolatki (ależ ten czas biegnie!) - kiedy pół roku temu ostatni raz pokazywałam to wnętrze, nie było jeszcze kolorowych dodatków ale już od jakiegoś czasu stopniowo dodawałyśmy kolor miętowy. Na początku miał być fiolet, ale nie udało mi się znaleźć żadnych fajnych poduch w tym kolorze i spróbowałam przekonać Alicję do mięty.

Na początek kupiłam dwie poduchy, a kiedy okazało się, że kolor przypadł do gustu, dodałyśmy go trochę więcej. Ostatnio całkiem przypadkiem udało nam się upolować wielką puchę w kolorze minty. Pucha była uszkodzona, więc i cena była okazyjna, a napis wcale nam nie przeszkadza i wcale nie służy do przechowywania ptasiego pokarmu ;)




Możecie nie wierzyć, ale ten szary, metalowy wózek z Ikea (domyślnie - barek kuchenny ;)) tak spodobał się Alicji, że kupiła go sobie sama ;) Koniecznie chciała jakiś stolik, więc pokazałam Jej różne opcje, m.in. ten wózek, który też można używać jako stolik i wybrała właśnie jego. 



Kiedy pojawiły się u nas pierwsze cotton ball lights wiedziałam, że koniecznie muszę je również wprowadzić do pokojów dziewczynek, bo nie tylko stanowią świetną dekorację, ale są źródłem fajnego, ciepłego i nastrojowego światła, idealnego do zasypiania bez obawy o "strachy - lachy" ;)



Tym razem kule przyjechały do nas ze sklepu Moja Mała Francja, który zapewne już znacie z moich wcześniejszych postów. Wybrałam zestaw Marin, 20 kul. Tak, tak, wybrałam ja, bo to był prezent na Dzień Dziecka tyle, że zainteresowana znalazła go ponad tydzień wcześniej, widać skrytka nie była moja silną stroną ;)

Ten zestaw kolorystyczny pasuje idealnie i co najważniejsze bardzo podoba się właścicielce pokoju!

Szczerze mówiąc byłam nawet zaskoczona, że sklep Moja Mała Francja ma w swojej ofercie również cotton ball lights! Teraz dokonując zakupu mebli oraz dekoracji do domu i ogrodu, a nawet francuskich mydeł czy smakołyków, książek i wielu innych artykułów, można również za jednym razem zamówić zestaw kul.



Na koniec jeszcze mały kolaż z dodatkami w pokoju naszej nastolatki.


Udanej niedzieli!
Iza

Cotton Ball Lights - Moja Mała Francja
Lampion domek -  Moja Mała Francja
Miętowa puszka - TK Maxx
Zegar - Biedronka
Pufa - Houzee
Miętowe poduchy - HM Home
Sowa - mój recykling ;)


Salon - pusta ściana i co dalej?

Salon - pusta ściana i co dalej?


Kiedy pisałam o czarnych elementach w naszych wnętrzach, wspominałam też, że trzy, duże, czarno - białe fotografie, które wisiały w salonie, powędrowały wreszcie na ścianę w górnym korytarzu.

W wyniku tej roszady ściana w salonie pozostała pusta ...



Muszę przyznać, że tak też jest całkiem fajnie, dlatego wcale nie spieszę się z kolejnym pomysłem. Z pewnością byłoby łatwiej ją zaaranżować gdyby nie otwór z półeczką, ale on też ma swój urok, jest trochę inaczej, mogę często zmieniać dekoracje na tej półce przez co wnętrze zyskuje za każdym razem nowego wyglądu no i mam w jadalni okiennice ;).

Nie ulega jednak wątpliwości, że otwór trochę utrudnia aranżację ściany. Do zegara również się zbytnio nie przywiązuję, bo kupiłam go za całe 35 zł, dodatkowo jakiś czas temu (pewnie pamiętacie) pomalowałam otoczkę na czarny kolor, przez co zrobił się bardziej wyrazisty. Obecnie jestem gotowa aby bez najmniejszych wyrzutów sumienia go zdjąć ale nie mam jeszcze pomysłu co powiesić w zamian ...



Dla przypomnienia, jak to wyglądało wcześniej:


A gdyby tak zamiast zegara powiesić wielką literę? albo znak? A obok zrobić galerię z typografii? O taką jak na tym zdjęciu poniżej. Muszę Wam przyznać, że to jest zdjęcie, na którym chyba najczęściej zatrzymuję się oglądając zdjęcia skandynawskich wnętrz w sieci. Mam je nawet zapisane na swoim profilu na Homebook i wracam do niego nieustannie od co najmniej roku albo i dłużej!


źródło: Pinterest, Bloomingville AW 2013

Niesamowicie podoba mi się połączenie kolorów tej galerii i żałuję, że nie mogę takiej stworzyć na tej ścianie ze względu na brak miejsca. Mogę oczywiście spróbować zrobić coś podobnego w mniejszym rozmiarze tylko czy mi się to uda? Ramki zajmują dużo miejsca, a gdyby tak po prostu nie używać ramek? Same plakaty i typografie? Podoba mi się takie rozwiązanie i ciągle coś sobie zmieniam i przewieszam w moim domowym biurze, ale czy to będzie pasowało do salonu?



Na pewno będę chciała zrobić taką wielką galerię w naszej sypialni, jest tam ściana po łuku i od samego początku taka była tam w planach, ale sami widzicie, że trochę mi z tym schodzi ;)

Chodzi mi o coś takiego jak na tych zdjęciach, ale zawsze to rozwiązanie widzę w pokojach biurowych, gabinetach, nad biurkiem, w korytarzu, dlatego sama nie wiem czy będzie OK jeśli zrobię taką ścianę w salonie ...



Czy ściana w salonie jest gotowa na przyjęcie nowych lokatorów? Trudno powiedzieć, ja nadal myślę, bo mogłyby to też być półki a na nich ułożone ramki, ale ja się jakoś uparłam na tą galerię, może dlatego, że tak bardzo podoba mi się to zdjęcie Bloomingville ...  Oglądając zdjęcia naszego salonu ponownie jestem coraz bardziej przekonana, że już chyba czas pożegnać się z tym zegarem tym bardziej, że mam już w jadalni lepszy.





Mam nadzieję, że nie pozostawicie tematu bez komentarza i doradzicie jak Wy widzicie tą ścianę. Każdy patrzy na temat innym okiem i warto jest porównać inne opinie, zastanowić się, przemyśleć i przeanalizować wszystkie opcje. Taka wirtualna burza mózgów ;) - czekam na Wasze pomysły!

Na koniec jeszcze słowo o nowym wyglądzie bloga, w końcu się uporałam i większość jest już skończona, ale są jeszcze elementy, które muszę dopracować. Liczę na to, że jest czytelnie, przejrzyście, a informacje łatwo odszukać co najmniej w kilku miejscach na stronie. Jeśli macie jakieś uwagi lub zauważycie jakiś błąd, będę wdzięczna za informację, pomoże mi to lepiej dostosować się do Waszych potrzeb. 

Ściskam
Iza

Przyjęcie - co podać? #2

Przyjęcie - co podać? #2


Kiedy jakiś miesiąc temu pisałam pierwszego posta z tego cyklu miałam poważne obawy czy w ogóle coś takiego komuś może się przydać. Pomyślałam sobie, że zbiorę pewnie masę hejtów pt. "skończyły Ci się pomysły na posty wnętrzarskie ..." a tu ku mojemu wielkiemu zdziwieniu, temat spotkał się z Waszym zainteresowaniem. Odebrałam bardzo pozytywne opinie. Otrzymałam nawet maile z podziękowaniami, więc jestem bardziej przekonana, żeby tym razem umieścić Wam drugi gotowiec.

Muszę przyznać, że planując menu na to przyjęcie miałam dopiero orzech do zgryzienia skoro poprzednia impreza była kilka tygodni wcześniej a goście Ci sami ;) Na domiar złego jakoś w ogóle nie czułam się zorganizowana tak, jak poprzednim razem.

Wyszło nawet nieźle, narobiłam się więcej niż poprzednio, bo i poprzeczkę postawiłam wysoko, ale było warto.






Zaczynając od początku, menu wyglądało następująco:

1. Lody waniliowe z truskawkami, tak na smaczek do kawki (zdjęć brak, bo kiedy już goście przychodzą to biegamy razem z mężem, żeby podać wszystko co potrzeba, więc ani nawet nie myślę wtedy o robieniu zdjęć ;))

2. Przystawki na stole:

* parówki w cieście francuskim (jak pamiętacie kupuję Piratki), tego dla dzieci nie mogło zabraknąć, danie powtórzone, ale wiedziałam, że dzieci będą na to czekać, no cóż wierzę, że producent nie kłamie w temacie składu produktu ;)

* paszteciki warzywne w cieście francuskim - farsz można zrobić na tzw. "winie" czyli co mamy pod ręką, ja akurat wybrałam marchew, pietruszkę, por, seler, seler naciowy, doprawiłam czosnkiem i przyprawami wg uznania, wszystko razem dusiłam aż do miękkości, a potem dopiero nakładałam na ciasto, zawijałam i piekłam w piekarniku

* pieczarki faszerowane 

Przepis na 12 sztuk:
- 12 dużych pieczarek
- 100g świeżego szpinaku
- 100g marchwi
- 1 ząbek czosnku
- 150g twarożku ziołowego
- 1 łyżka oliwy z oliwek
- słodka papryka w proszku

Grzyby oczyścić, wykręcić z nich trzonki i drobniutko je posiekać. Szpinak oczyścić, marchew i czosnek obrać, wszystkie składniki drobno posiekać. Piekarnik rozgrzać do 200 st.C (z termoobiegiem 180). Twarożek wymieszać z rozdrobnionymi warzywami, napełnić nim kapelusze pieczarek. Grzyby wyłożyć do natłuszczonej formy, piec ok. 15 min. Po upieczeniu posypać słodką papryką. Podawać z sosem miętowym lub ziołowym.

Ja podawałam bez sosu, dodatkowo przed wymieszaniem warzyw z twarożkiem, dusiłam wszystkie warzywa na maśle. Myślę, że tak jest zdecydowanie lepiej, bo warzywa nie są twarde.

* wegańskie muffiny marchewkowe  - jadlonomia.com,  co prawda przepis jest na ciasto, ale ja zrobiłam muffiny. Trochę się obawiałam, bo to inne składniki, ale zachęciłam gości i wszystkim bardzo smakowało, jak dla mnie nawet za słodkie.

* sałatka wiosenna

- 2 serki homo naturalne
- 3 łyżki majonezu
- sól, pieprz
- rzodkiewka (wedle uznania)
- szczypiorek (wedle uznania)
- jajka gotowane

Rzodkiewkę zetrzeć na grubej tarce i mocno odcedzić, dodać szczypiorek, wymieszać z serkami, majonezem, doprawić solą i pieprzem. Podawać do ugotowanych jajek. Jajka można ułożyć osobno obok sałatki lub ułożyć je np. na wierzchu sałatki.

* tarta ze szpinakiem, fetą i pomidorami - muszę przyznać, że robiłam wiele tart, bardzo często ze składników, które miałam w lodówce, ale pierwszy raz zrobiłam ściśle wg tego przepisu i była naprawdę bardzo dobra. Myślę, że powodem jest dodanie do szpinaku soku z cytryny i gałki muszkatołowej. 

- 3/4 paczki mrożonego szpinaku (ja dałam ok. 200g świeżego)
- pół kartonika fety
- duży pomidor (ja dałam koktajlowe)
- ząbek czosnku (ja daję zawsze więcej ;))
- szczypta gałki muszkatołowej
- łyżka soku z cytryny
- 100g śmietanki 30%
- 2 jajka
- ciasto francuskie

Na maśle podsmażamy czosnek i dodajemy szpinak, blanszujemy. Po ostudzeniu dodajemy sok z cytryny i gałkę. Ciastem oblepiamy formę i wkładamy do piekarnika nagrzanego do 180st.C (termoobieg) na 15 min (ja wyjęłam już po kilku minutach, bo by się ciasto ususzyło). Po wyjęciu nakładamy na ciasto szpinak, pokrojony ser feta, polewamy śmietanką rozrobioną z jajkami i kładziemy pomidory. Zapiekamy 30 min. w 180st. a na sam koniec 5 min w 200st. (ja piekłam tylko 25 min). Podawałam na zimno.

* owoce (ja podałam arbuz, truskawki, winogrona bezpestkowe)






3. Tort urodzinowy - tutaj jak wiecie wyśmienity smak i przepiękny wygląd mam w 100% zapewnione dzięki zdolnemu duetowi Śwagierka + Świagier (coś tam podobno pomaga ;)), tak też było i tym razem! Poprzednio dałam plamę i nie zrobiłam zdjęcia, tym razem mi znowu nie wyszło ;)



4. Danie główne - roladki drobiowe ze szpinakiem i szparagami, mix sałat z sosem greckim, bagietka lekko podrumieniona w piekarniku

Przepis na 8 sztuk:
- 80g liści szpinaku
- 8 sznycli drobiowych (ja robiłam z indyka)
- sól i pieprz
- po 8 białych i zielonych szparagów (ja miałam tylko zielone)
- szczypta cukru
- 1 łyżeczka masła
- 60g twarożku
- 1 łyżka sklarowanego masła
- 250ml białego wina
- 150 ml śmietany (ja użyłam 30%)

Szpinak przebrać, dokładnie umyć, zblanszować i osączyć z wody. Sznycle drobiowe cienko rozbić, posolić i popieprzyć. Szparagi umyć, obrać tylko białe. Jedne i drugie ugotować na półtwardo w wodzie z dodatkiem soli, cukru i masła. Szparagi odcedzić, wywar zachować.
Sznycle posmarować twarożkiem, obłożyć liśćmi szpinaku. Na każdym sznyclu położyć po jednym białym i zielonym szparagu. Zwinąć roladki i związać nitką lub spiąć wykałaczką.
Na patelni rozgrzać sklarowane masło i obsmażyć na nim roladki. Podlać 250ml wywaru ze szparagów oraz winem i dusić na małym ogniu ok. 15min. Roadki wyjąć z patelni i trzymać w ciepłym miejscu. Sos z patelni rozprowadzić śmietaną i trochę odparować. Doprawić solą i pieprzem. Rodadki podawać z sosem.

Ja oczywiście szparagi rozgotowałam ;) Zamiast na patelni dałam roladki do naczynia żaroodpornego i piekłam w piekarniku co odradzam. Na drugi dzień jedliśmy je też na obiad i przygrzałam na maśle na patelni a potem podlałam sosem. Były zdecydowanie pyszniejsze!

Wybaczcie to zdjęcie, niestety zrobiłam tylko jedno z telefonu.




I co zrobiłam Wam smaka? Mam nadzieję, że mój gotowiec przyda się na niejedno przyjęcie :) SMACZNEGO!

Pozdrawiam ciepło
Iza
More black

More black


Biel, szarości, beże i rozmyte pastele to moje ulubione kolory, ale mniej więcej od roku stopniowo wprowadzam też więcej czarnych akcentów. Dlaczego? Po prostu się do nich przekonałam, metodą prób i błędów dostrzegłam jak świetnie czarne detale (ja znowu o detalach ;)) ożywiają nasze wnętrza.

Kiedy wprowadzaliśmy się do domu, nie chciałam nawet myśleć o czerni. Koniecznie marzyłam o jasnych wnętrzach, ale nieświadomie wybierałam też zdecydowanie jasne dodatki. Nie mogę powiedzieć, że mi się nie podobało, jednak dopiero teraz po wprowadzeniu czarnych akcentów nabieram większej pewności, że idę w dobrym kierunku.

Czarną tablicę już pokazywałam, ale ten stołek jest nowy w tym towarzystwie. Pewnie pomyślicie, że to już nudne, bo z wieloma moimi zakupami tak bywa, ale tutaj było podobnie. Zbierałam się do zakupu i zbierałam, kilka razy już miałam jechać i nagle znikał ze sklepu, po czym znowu czekałam, żeby się w ogóle pojawił. Nie będę ukrywać, że wolałabym podobny ale podniszczony "duchem czasu", niestety nie udało mi się takiego znaleźć i w końcu się zdecydowałam.






Do zegara i szyldu dołączyła też drabinka, którą również można wykorzystywać jako stołek, stojak na kwiatki a nawet stolik (wedle uznania). Można ją też złożoną powiesić na ścianie. Ma z pewnością więcej funkcji niż poprzedni taborecik, którego używałam jako drabinki. Wysłużył się przez ostatnie lata, więc został przemalowany i powędrował do innego pomieszczenia, ale o tym kiedy indziej ;)





W salonie postanowiłam dodać pazura za pomocą czarnego plakatu, który wygląda jak postarzana tablica. Kupowałam go z myślą, że będzie oparty o ścianę, ale jak tu oprzeć coś co nie jest stabilne, nabyłam więc ramkę, ale szybko przekonałam się, że wersja bez ramki to jedyna słuszna decyzja. Po prostu nakleiłam go na tekturę i wygląda nawet całkiem fajnie.




Udało się również wykonać plan, który miałam w głowie od jakiegoś roku czyli przeniesienie na ścianę w górnym korytarzu trzech najważniejszych dla nas zdjęć z naszego życia, które do niedawna wisiały w salonie. W czarnych dużych ramkach wyglądają zdecydowanie lepiej, a korytarz nabrał w końcu życia. Znając siebie to z pewnością jeszcze tutaj wtrącę a to literkę a to jakiś napis, może cyferkę albo inną ozdobę, ale nic na siłę, powoli, przyjdzie taki dzień to będzie ;)





O tym, że lubię czarno białe fotografie i typografie to już chyba się przekonaliście. Tych od agnetha.home nie mogło u nas zabraknąć, są z nami już od dawna i nadal podobają mi się tak samo chociaż może ramki to sobie kiedyś odmienię albo będzie w ogóle bez ;)




W moim kąciku biurowym też wprowadziłam czarne akcenty, które już widzieliście, ale chyba jednak nie wszystkie choć wcale nie są nowe ;) Tutaj szczególnie chciałabym wspomnieć o dwóch przedmiotach, które mają dla mnie bardzo duże znaczenie. 

Obraz to ślubny prezent od jednego przemiłego Pana Janusza, tzw. "dusza człowiek" (wiecie co mam na myśli), który nie tylko namalował dla nas tą reprodukcję (obraz zaginął lub uległ zniszczeniu po roku 1939) ale również umilił nasze przyjęcie weselne szczególnym talentem muzycznym. Myślę, że nasi goście do dzisiaj z uśmiechem na twarzy wspominają te chwile właśnie dzięki Niemu i Jego zespołowi, a dodatkowo powiem też, że tak się złożyło, iż Pan Janusz to Tata pewnego znanego blogera, z którym w sumie nadal nie poznałam się osobiście ;)

Statyw z kolei to ubiegłoroczny prezent urodzinowy od Moich Ukochanych Rodziców, którzy bardzo cieszą się z tego, że odnalazłam w sobie taką pasję.





Na koniec najnowszy nabytek, który na razie w wersji "full" czyli z materiałem w środku powędrował do łazienki, ale jak mi się znudzi to będzie wersja bez i kto tam wie gdzie on jeszcze w naszym domu zawędruje ;) Kosz dosłownie teleportował do nas wczoraj, bo rano wypatrzyłam go na stronie, a już wieczorem był w naszym domu i wcale nie byłam w sklepie ;)




Na te dwa pozostałe też mam chrapkę, wszystkie kosze są z Jysk. Ten okrągły przerobię chyba na stolik ... a na stronie widnieje jako "kosz na śmieci" hahaha!




Myślę, że przekonałam Was do tego, że nawet jeśli lubimy jasne kolory i kochamy białe wnętrza to jednak czarne akcenty nadają niesamowitego charakter szczególnie jeśli ktoś lubi styl skandynawski.

Ja zmykam do pichcenia, bo jutro u nas druga najważniejsza w roku impreza czyli przyjęcie urodzinowe Alicji. Wczoraj robiłam do północy, a dzisiaj za karę, że teraz sobie siedzę na blogu to chyba będę robić do rana, ale co tam, czego się nie robi dla dzieci ;)

Pozdrawiam ciepło
Iza

Detal ma znaczenie - szybkie przemiany we wnętrzach

Detal ma znaczenie - szybkie przemiany we wnętrzach


Uzyskanie najlepszego rozwiązania czyli takiego, które będzie nas satysfakcjonowało wcale nie jest takie łatwe, trzeba czasami wiele prób i błędów. Ja wciąż eksperymentuję, przestawiam, łączę, rodzielam, dodaję i odejmuję ... Czasami rozwiązanie podoba mi się mniej lub bardziej, po jakimś czasie wpadam na inny pomysł. Po prostu to lubię, sprawia mi to sporo frajdy, to moja pasja. 

Pisałam niedawno o tym jak odmienić wnętrze na wiosnę a dzisiaj na konkretnych przykładach chciałabym pokazać jak szybko, bez nadmiernych kosztów można zmienić charakter i klimat wnętrza. Jak nadać większej wyrazistości lub uspokoić pomieszczenie.

Często w swoich mailach pytacie mnie o takie właśnie porady. Myślę, że poniższe przypadki będą pomocne w podejmowaniu właściwych lub lepszych decyzji.



Zacznę od sypialni, która tak naprawdę nadal nie została w pełni urządzona, bo jest naprawdę duża i dość nieustawna. Ale nie o tym chciałam pisać. Sypialnia przez kilka lat była utrzymana w stylu romantycznym, angielskim. Pościel w kwiaty, narzuta w kolorze brudnego różu, doniczka z różą. Szczerze mówiąc, sama po jakimś czasie uznałam, że trochę przesadziłam z ilością tych kwiatków i najzwyczajniej mi się przejadły.

Dzisiaj za pomocą tekstyliów i kilku innych dodatków wygląda już bardziej skandynawsko. Tapeta w kwiatuszki nadal jest, nie dokonaliśmy (jeszcze) żadnego remontu ale wnętrze już wygląda zupełnie inaczej. Lniane, surowe, pomięte zasłony, koc z napisami, dziergana pufa, brak nadmiaru w dodatkach. Jest prościej, trochę rustykalnie, trochę skandynawsko, bardziej naturalnie.



Inny rodzaj zmiany we wnętrzu to przemalowanie jakiegoś elementu na inny kolor. Tak też było w naszej łazience. Tutaj przez długi okres czasu drzwiczki do zabudowanej wnęki z półeczkami były w kolorze drewna. Czekały po prostu cierpliwie na malowanie. Tamta wersja nawet mi się podobała, bo lubię kolor drewna, a w zasadzie wiele jego odcieni, jednak muszę przyznać, że pomalowane wyglądają moim zdaniem znacznie lepiej. Jest spokojnie, prostolinijnie, ściana dopiero teraz wygląda na właściwie zaaranżowaną, przemyślaną.

Przy tej okazji jeszcze chciałabym wspomnieć o tych drzwiczkach, można je kupić we wszystkich marketach budowlanych. Standardowych rozmiarów jest dość dużo, więc za niewielką cenę można sobie ciekawie zabudować wnęki, szafy a nawet wykorzystać je jako drzwi np. do garderoby. Polecam też do zabudowania kącika gospodarczego np. w łazience, gdzie można ukryć środki czystości czy inne potrzebne sprzęty. Takie drzwiczki można malować na dowolnie wybrany kolor.




Charakter w pomieszczeniu mogą nadać również kolorowe kwiaty tak, jak na zdjęciu poniżej. W tym przypadku to tylko jeden wazon w bardzo bladym kolorze i niewiele bardziej kolorowe róże, a jednak trzeba przyznać, że stoły wyglądają inaczej. Dodatkowo jest tu jeszcze inna zmiana - poduszki na krzesłach, które nadają wyrazistości drugiej stylizacji.

Kiedyś wydawało mi się, że te przykrywające siedzisko w całości i opadające po bokach są piękne, bo są, ale zależy jaki chce się uzyskać klimat. Od dłuższego czasu myślałam o szarych, jednak nie bardzo uśmiechało mi się wydać na to sporo pieniędzy. Szukałam w wielu sklepach, jednak poniżej 20 zł nie udało mi się niczego znaleźć. Krzeseł jest w sumie 8 (dwa przy barku), więc jakby nie było robi się z tego spory koszt. Ale jak się baba uprze to znajdzie rozwiązanie a jakże. Przechadzając się ostatnio po Ikea zwróciłam uwagę właśnie na te, najzwyklejsze, najtańsze, będące w ofercie odkąd pamiętam ;) Wcześniej zupełnie je pomijałam kierując się myśleniem standardowym - "nie pasują do tych krzeseł, bo to nie ten rozmiar". Brak dostępnych alternatyw pobudza jednak szare komórki. Dodam tylko, że w zamiarze producenta nie są sprzedawane jako dwustronne, ale mi to nie przeszkadza ;)



Ściskam
Iza

Copyright © lifespace(r) , Blogger